background cover of music playing
Żegnaj - Kali

Żegnaj

Kali

00:00

05:05

Similar recommendations

Lyric

Dorastał jak zwykły chłopak chociaż w domu nie miał lekko

Nie przelewał się dobrobyt, a butelka za butelką

Z kluczem na szyi małolat śmigał po mleko

Gdybał czy wrócą rodzice, przecież nie mają do czego.

Zwinięty jak embrion, głodny czekał w pustym domu

Chciał to powiedzieć komuś, ale zwierzał się ścianom z betonu

Nie ma kto mu pomóc, ciągle pytał czemu on

Prosił Boga jeśli tam jest, by dał mu zwykły dom.

Nagle są, po trzech dniach klucze w zamku

Zrywa się jak pies witając pana o poranku

W progu dłoń na karku, ojciec nie wita go czule

Matka ledwo idąc nie dostrzega go w ogóle.

Pomyśl co on czuje ten mały, szczupły chłopak

Nie smak czekolady, milion łez w jego oczach

Brak miłości, brak szczęścia, brak sensu

Dla niego zaszło słońce, świat zatrzymał się w miejscu.

Mijają dni, ciągle zatopiony w mroku

Jak statek na dnie zapominany rok po roku

Noce i dnie ciągle sam ciągle z boku

Nawet jego cień nie dotrzymywał mu kroku.

Czekał na cud chodź umarła w nim nadzieja

Czuł jedynie głód, on zamieszkał w jego trzewiach

Nie ma piękna, brud we wszystkich jego odcieniach

Czuł jedynie chłód, miał wrażenie że skamieniał.

Znieczulony, opuszczony, zapomniany

Jak artefakt gdzieś głęboko zakopany

To prawda, to fakt "Jestem sam, gorzej być nie może" -

Powiedział do siebie w norze gdy zapragnął zmiany.

Ostatkiem sił zdobył się na ten czyn

Niech się rozpłynie przeszłość jak z papierosa dym

Idź, nie wspominaj ze światem się pojednaj

Zamknął za sobą drzwi, na kartce napisał "Mamo, tato, żegnaj"

Gdy uwolnił się od piekła, braku domowego ciepła

Na zimnej płycie dworca po jałmużnę co dzień klękał

Już nie pamiętał co to znaczy być człowiekiem

Sypiał razem ze szczurami naznaczony miejskim ściekiem.

Z deszczu pod rynnę, ciągle ciułał się bez celu

Ludzi wokół jak on wielu, "Szczęście, gdzie Cię szukać przyjacielu?"

Mawiał do kota bez oka, z kulawą łapą

Ogrzewali się nawzajem czekając w mrozie na lato.

Gdy nadeszło Gestapo, na budynki spadły bomby

Zamienił dziurawe palto na dwie kukurydzy kolby

Poczuł, że koniec to już tylko kwestia dni

Gdy płonęło miasto ludzie z krzykiem umierali w nim.

Złapał za karabin, pogrzebał głęboko strach

Zapłonęła w nim nadzieja, pogrzebie ją tylko piach

Ku wolności lecą serie, niechaj mu sprzyja Bóg

To Franek, waleczne serce - Niechaj przepadnie wróg!

Armia Krajowa to upragniona rodzina

Ta której nigdy nie miał, pośród partyzantów przyjaźń,

Chodź wielu z nich padało jak kamień na szańcu,

Odnalazł sens istnienia, dzielił go z życiem powstańców.

Pewnego razu gdy batalion poszedł w ogień

On walczył aż do końca choć kula zraniła nogę

Na jego oczach konała jego rodzina

Ich imiona na pomnikach, naród ich nie zapomina.

Obudził się w pociągu, upchani po brzeg jak bydło

Wagon towarowy, ludzie głodni każdy szlocha cicho

Już wiedział co go czeka, nadzieja jak róża zwiędła

To podróż w jedną stronę, w duchu wyszeptał do wolności "Żegnaj".

Uwięziony przez istoty opętane przez szatana

Znosił każdą torturę, cierpienia potworna skala

Skóra i kości, oczy przesiąknięte bólem

Nie błagał ich o łaskę gdy tatuowali numer.

Śmierć zbierała chórem, ludobójstwa plony

Synowie, ojcowie, córki, matki, żony

Kiedyś zapytał jej kiedy po niego przyjdzie

Ona odpowiedziała gdy czas na ciebie nadejdzie.

Przez to słyszał chóry, śpiew, demonów armia

Kościotrupa postury leżał we własnych fekaliach

Nie on jedyny upodlony w roli chwastu

Nie on jedyny był ofiarą holokaustu.

Nie kilkunastu, nie kilkudziesięciu

Nie kilkuset, lecz całe miliony

Niepochowanych, zakatowanych

Zamordowanych przez hitlerowców szpony.

Gdy skończyła się wojna i oswobodzono Auschwitz

Uwolnił się od kata, bata, niewolniczej pracy.

Miał szczęście był mocniejszy niż sądził

Lecz pobratymców los, ich uwolnił przez komin.

Już nie mógł patrzeć na ten świat tak jak przedtem

Zahartowany jak metal stał się kamieniem

I już nic nigdy nie było normalne

Bo coś w nim umarło i odeszło już na stałe.

Postanowił szukać dalej, szukać dalej szczęścia,

Popędził ile sił do granicznego przejścia

Gdy stał po tamtej stronie za rogatką kolebka

Nie popatrzył za siebie, w duchu wyszeptał: "Polsko, żegnaj"...

- It's already the end -